czwartek, 19 lutego 2009

MARKA CZUŁA SIĘ JUŻ DOBRZE W BIGOSIE
Scenka: Bigosu pożywanie w jakimś zainscenizowanym z dykty barze, rolę pierwszoplanową odgrywa staropolska potrawaGrają: Krystyna Sienkiewicz, Jan Kobuszewski

Miejsce: TV czarno-biała, gdzies w PRL-u, pamiętam z późnego dzieciństwa zobaczone w telewizorze Szecherezada

Tytuł: STÓWA W BIGOSIE

Akcja: do baru wkracza długal drobnomieszczańskiego charakteru z tzw. życiorysem na twarzy (kto, jak kto, ale aktor Kobuszewski to potrafi grać!). Znajduje wolny stolik, siada i prosi o kartę. Z głębi kołyszącym się niedbale krokiem nadpływa blond fartuszek krótki na mini owinięty z przodu(Aktorka Sienkiewicz nogi to ona miała).

Długal intensywnie studiuje menu, po czym pyta.-Co jest?-Bigos - słyszy-To poproszę, no i.. chleb, herbata itd.

Trudno powiedzieć po jakim czasie, bo w PRLU-wiadomo że długim, ale że to scenka na taśmie była, więc z oszczędności w TVrealu Nogi pojawiły się szybko. Na stole pojawił się bigos itd.

Długal jadł. Po chwili zauważył w talerzu coś wystającego ponad listek ziela angielskiego, a więc wystającego zdecydowanie ponad!!! Oto z rozgardiaszu kapusty wyłonił sie rąbek papieru. Rozsuwa widelcem i widzi... czerwonego Waryńskiego czyli STÓWĘ W BIGOSIE. Rzecz oczywista, niehigieniczne asocjacje i bigos staje się mentalnie niezjadliwy. Dłoń Długala uzbrojona (nadal) w widelec sięga wgłąb, rozsuwa dalej, poczym druga ręka z serwetką (nieśmiertelną do dzisiaj, jak za wczesnego Gomułki paznokciem kciuka bufetowej rozsuwaną w falbany i w serwetniku na środku stołu dostępną -nawet w wielogwiazdkowych lokalach) wyjmuje nominał i owinięty w serwetek kilka znika w kieszeni marynary.

D woła kelnerkę. Fartuszek nadpływa w parze z czepeczkiem wciąż w konwencji czarno-białej (przypominam), a ręka zblazowana jak reszta kelnerskiego emploi zaczyna notować w bloczku kelnerskim.

Czynności towarzyszy głos niechętny...
-Bigos - piętnaście złotych.
-Herbata z cytryną - złoty pięćdziesiąt...
- Porcja chleba - złoty...
- Stówa w bigosie - sto pięćdziesiąt

Czysta wartość dodana. I po co szukać wypasów i innych akademickich, tzn. poważnych nauk, czym jest marka, jak ją tworzyć, aby firma była dobrze zapamiętana. Producenci - stówy do bigosu! Przecież jak uczą - marka to zawładnięcie umysłem klienta! Kreatywność ludzka nie zna granic.Zamiast leasingów na MC i Heaveny powieście na tablicy przy swoim swojskim barze:

HAPPY HUNDRED.
U NAS W CO DZIESIĄTYM BIGOSIE
STÓWA!!!


I nie martwcie się KTO "TO" KUPI. To jest pewniejsze od Totolotka. Emocje - ot, co! Rozum tu nie ma nic do gadania. Przynajmniej masowy (polecam lekturę Le Bona).Idę do kuchni na szarlotkę...ależ zapachy dolatują z kuchni. Ciekawe co w niej...?